To pytanie zadała mi moja bliska koleżanka podczas rozmowy o tym jak dziecko zmienia życie i że w zasadzie przy odpowiedniej organizacji nie zmienia go, aż tak bardzo jak się to wydaje zwłaszcza bezdzietnym ludziom [bo nawet można chodzić na spotkania ze znajomymi].
Odpowiedź jest oczywista...
Nigdy nie żałowałam nawet przez ułamek sekundy, że mam córeczkę.
Z mężem nawet zastanawialiśmy się ostatnio co my robiliśmy z czasem jak jej nie było i doszliśmy do wniosku, że bez niej było pusto i smutno - i co najgorsze nawet nie wiedzieliśmy o tym że czegoś brakuje.
Ale pytanie koleżanki zmusiło mnie do refleksji.
Mówiąc szczerze patrząc wstecz, to nawet nie czułam się jakoś specjalnie skrępowana tym, że mam dziecko - zarówno teraz jak i kiedyś, fakt - wolę jej nie zabierać na spotkanie z zupełnie obcymi ludźmi - np. pierwsze spotkanie biznesowe, jakaś konferencja - chociaż na "Myśleć jak Milionerzy" była z nami - ale nie byłam na wykładach samych w sobie - na tym był mój mąż, a ja spotkałam się ze znajomymi, szkoda, że drugiego dnia nie mogliśmy być [odwiedziła nas rodzina], ale i tak było fajnie.
Nie miałam też nigdy problemów z karmieniem jej piersią w miejscu publicznym - zawsze można było usiąść gdzieś na ławeczce, troszkę się okręcić od świateł i dać dziecku to czego się akurat domagało, teraz już 'cycam' w domu, na mieście i tak zazwyczaj się za dużo dzieje, więc się nawet nie domaga.
Tyle się czyta o dziwnych spojrzeniach na kobiety karmiące w miejscach publicznych, a ja niczego takiego nie zauważyłam - nie spotkałam się nigdy z nieprzychylnym komentarzem - jedynie raz do mnie podbiegła dziewczynka około 4 latka podpytać co to i co robię, poza tym serdeczne uśmiechy, które jak zauważyłam to odwzajemniałam
Jedynie co mnie irytowało, ale i tak spływało po mnie jak po przysłowiowej kaczce, to uwagi starszych kobiet [w wieku prababcinym] jak Magda krzyczała/płakała na spacerze w wózku i nie szło jej uspokoić to uwagi w stylu "smoczka jej pani da!", "i to ma być matka, dziecko się drze, a ta nic nie robi!" etc.
Bez znajomości dziecka - Magda nie jadła smoczka, a już na pewno nie szło jej nim uspokoić - jak miała dobry humor to jako zabawka ewentualnie, ale to też ssane i gryzione było ze wszystkich stron - a najbardziej otoczka.
Owszem zdarzały się sytuacje, że chciałam od niej odpocząć - ale bardziej na zasadzie - 'Tata wyjdź z dzieckiem na spacer, bo chce coś zrobić', lub w sezonie wychodziłam na flickera wieczorem, a dziecko zostawało z tatą i miałam chwile dla siebie.
Na spotkanie poszłyśmy też standardowo z zapasem ubranek i bez pieluchy - wiadomo centrum handlowe może spowodować, że się o czymś może zapomnieć, ale nie było wpadki - sama zawołała 2x do WC, na tyle wcześnie, że zdążyłyśmy dojść do odpowiedniego miejsca, wzięłam ze sobą nocniczek turystyczny jako nakładkę na WC więc miała komfortowo - nie lubi jak się ją natrzymuje [woli sama stabilnie siedzieć].