Ostatnio zauważyłam, że Magda zaczyna wymuszać różne rzeczy płaczem, krzykiem, okazuje złość...
Magda zaczyna być coraz bardziej emocjonalna... tzn coraz częściej zaczyna wymuszać, żebym wzięła ją na ręce [bo po co raczkować], żeby ją gdzieś zaprowadzić [trzymać się za palce i maszerować uwielbia], podać zabawkę która gdzieś dalej leży etc...
Jedna z teorii jest taka, żeby nie reagować, pozwolić się dziecku wypłakać/wykrzyczeć... w końcu się nauczy, że tą drogą nic nie zdziała, druga szkoła jest taka, żeby reagować na najmniejsze pisknięcie.
Oba podejścia mają swoich zwolenników i przeciwników... oba maja swoje racje!... Co wiecej z obiema się zgadzam :D
Moim zdaniem złoty środek to wypośrodkowanie tych dwóch podejść do dziecka.
Trzeba się nauczyć kiedy dziecko można zostawić samemu sobie... chociażby po to, żeby się nauczyło spędzać z sobą czas... nauczyło się osiągać samodzielnie określony cel - np przejść/przeturlać się/przeraczkować do upragnionej zabawki... a kiedy ten płacz wymaga naszej ingerencji bo np wychodzi ząbek i dziecko potrzebuje bliskości bo dziąsełko boli [sami nie lubimy bólu zęba, a co dopiero taki maluszek, który nie wie co się dzieje]
Są też różne dzieci - każde dziecko to osobny przypadek, który matka/opiekun spędzający z dzieckiem najwięcej czasu zna najlepiej. Wie co działa na dziecko, czy i co dziecko może w danej chwili oczekiwać od nas, czy tylko chce coś wymusić, czy faktycznie dzieje mu się [przynajmniej w jego mniemaniu] krzywda [chociażby wspomniany ból dziąsełka].
Są dzieci które idą do obcych - jak moja (póki co chętnie i do każdego) - a są takie, które jak tylko mamusia zniknie z pola widzenia jest ryk, krzyk i lament - byłam świadkiem takich zachowań przez rówieśników Magdy [więc teoretycznie ten sam etap rozwoju].
Czy dziecku stanie się krzywda jak sobie popłacze - myślę, że na ogół nie - pod warunkiem, że jest w bezpiecznym otoczeniu i nic więcej poza teoretyczną chęcią wymuszenia czegoś na rodzicach nie dolega, ale czy musi płakać to już zależy od NAS.
Sama czasem z bezradności i bezsilności zostawiałam ją samą na macie edukacyjnej, a sama szłam na balkon lub do kuchni odpocząć na chwilkę - spędzając z dzieckiem 24h w tym około 10h dziennie sam na sam można stracić cierpliwość [na chwilkę :)], mieć dosyć i jak to powiedziała kiedyś Agnieszka Chylińska - można mieć ochotę sprzedać dziecko na Allegro
Według mnie lepiej wtedy zostawić dziecko... bo ono i tak czuje nasze negatywne emocje co dodatkowo może je denerwować/stresować i zamiast się uspokoić będzie coraz bardziej rozdrażnione bo z kolei będzie nakręcać nasz stan... Nikomu to na dobre nie wyjdzie.
Na początku też ciężko jest zostawić to nasze ukochane dziecko płaczące samo... to instynkt karze nam reagować... świadomość, że to jest bezbronna istota - my możemy powiedzieć co nam dolega, możemy pójść gdzie chcemy i poprawić sobie humor, poprawić to co nam niewygodnie... a dziecko niestety jeszcze nie - jedyne co potrafi to krzyczeć/płakać i próbować się przemieszczać/przekręcać z różnym skutkiem...
U mnie czasem mam wrażenie, że Magda mnie nie potrzebuje, jedyne co jej potrzeba do szczęścia to nowe wrażenia, nowi ludzie, nowe otoczenie - wtedy czuje się jak w ryba w wodzie [mogę powiedzieć jak rak na mokradłach, bo magdalenka jest zodiakalnym rakiem :)]
Ale jak nie ma mnie dłużej - jest dziadkami na spacerze, na działce czy z innych powodów nie widziała mnie część/cały dzień to później mi się od cycka nie chce odkleić i cały czas mi się przygląda stęsknionymi oczkami jakby pytała 'na pewno mi już nie znikniesz?'.
Generalnie wychowanie to złożony proces, sami musimy się go nauczyć opierając się na doświadczeniach różnych ludzi i swoich... i chyba najważniejsza rada - wszędzie zachować umiar... ani nie pozostawiać dziecka samemu sobie, ani nie nosić 24/h, tylko po to, żeby się nie rozpłakało :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz