Piszę tego posta po spacerkach po miescie... i aż się włos jeży w niektórych przypadkach.
Pierwsze podrygi +17... Magdę ubrałam w polarek, spodenki pod spód body z długim rękawkiem i rajstopki + czapeczka na głowę... ale sporo dzieci mijałam w puchowych, zimowych kurtkach lub nawet kombinezonach [podobne zakładał brat na narty zimą będąc w podobnym wieku - czyli około 3 lat]
OK - to po zimie, niektórzy mogą się jeszcze bać nawrotów zimy i nie chcą ubierać dziecka za chłodno - bo nagle temp może spaść do -10... ok może spaść troszkę i nagle pogoda się zmienić [było słonecznie, ale zdawałam sobie sprawę, że może w każdej chwili lunąć, lub zerwać się silny wiatr - takie są uroki miesięcy przejściowych - ale bez przesady...
Na zmianę pogody byłam też przygotowana - miałam dodatkową kurtkę i kocyk + folie przeciwdeszczową w koszyku
Jestem zwolenniczką ubierania na cebulkę w takich okresach przejściowych - zawsze jak będzie cieplej można rozebrać, a jak nagle się ochłodzi to ubrać dziecko.
Przegrzewanie dziecka to jeden z większych grzeszków rodziców.
Wiem, że można się bać że za chłodno ubierze się dziecko i zmarznie, ale jest małe ale - pamiętajmy proszę, że dziecko to istotka która się z nami potrafi komunikować - i to naprawdę lepiej i skuteczniej niż niektórzy dorośli [przynajmniej czasami odnoszę takie wrażenie] :)
Zauważyłam po swojej Magdzie - teraz już nie daje się przegrzewać...
Przemrozić od samego początku też się nie daje - płacze jak jest jej zimno, oraz kurczy się w sobie, jakby chciała zająć jak najmniej miejsca - żeby z jak najmniejszej powierzchni ciepło mogło uciekać - więc ciężko to pomylić z innymi powodami do płaczu.
Druga sprawa - do tej pory zwłaszcza dziadkowie i starsze pokolenie sprawdza czy dziecku ciepło po rękach i nogach... temperaturę sprawdza się po karku lub/i klatce piersiowej [ale tam to już zazwyczaj jest trudniejszy dostęp].
Jak jest ciepło - to nawet jak ręce są zimne - to jest dziecku ciepło.
Zdarza się często tak, ze ubieramy dziecko dość grubo a dłonie wystawione na działanie warunków atmosferycznych i tak są zimne, a dziecko się niemal gotuje.
Kilka prostych zasad:
Gdy jest cieplej [powyżej 20 stopni Celsjusza] to dziecku zakładamy jedną warstwę MNIEJ niż nasz ubiór
Gdy jest chłodniej [poniżej 20 stopni Celsjusz] zakładamy dziecku jedna warstwę WIĘCEJ niż sobie]
Ufamy Dziecku - wiemy że jak będzie mu za zimno to będzie sygnalizować
ZAWSZE [nawet jak na dworze jest 30+ stopni Celsjusza] - mamy ze sobą dodatkowe nakrycie, żeby w razie czego mieć w co ubrać dziecko
Wczoraj miałam taką sytuację - wychodziłam było gorąco [około 30 stopni Celsjusza] - Magda wyszła tylko w bluzeczce i krótkich spodenkach.
Po działce chodziła (na czworaka) tylko w pieluszce, a jak robiło się chłodniej to była sukcesywnie ubierana... a ochłodziło się znacznie - tak, że Magda [i reszta osób] pod wieczór wylądowała w długich dresowych spodniach i body z krótkim rękawkiem, pod koniec imprezy założyliśmy jej jeszcze bluzę od dresów. W razie gdyby ochładzało się nadal to jeszcze w zapasie miałam rajstopki, żeby założyć pod spodnie i body z długim rękawkiem [na zmianę].
Kolejna kwestia to noszeni czapki. Ja uznaję dwa przypadki kiedy można założyć czapkę [i w tym czasie, nawet Magda nie ściąga czapki z głowy - a stara się ją ściągnąć zawsze gdy nadarzy się ku temu okazja]
1. Gdy jest wiatr [umiarkowany lub silny - lekki wiaterek może być], żeby nie zawiało dziecka.
2. Gdy jest silne słońce - żeby dziecko nie dostało udaru lub porażenia.
Gdy jest chłodno, ale nie ma wiatru to nie ma ryzyka zawiania, a głowa to jeden z najważniejszych punktów termoregulacji [przez głowę wychodzi nadmiar ciepła], druga sprawa, gdy nie ma wiatru to temperaturę otoczenia też odbiera się zupełnie inaczej [jest po prostu cieplej]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz